Czas polowań zbiorowych w pełni, zatem wielu myśliwych chętnie rusza w knieję, nie tylko po to, by polować, ale by kultywować myśliwskie tradycje. Myśliwskie biesiady, uroczyste polowania hubertowskie, imprezy dla społeczności lokalnej, to wszystko okraszone jest zawsze charakterystyczną, myśliwską muzyką. W trakcie polowań wykonuje się ją głównie na sygnałówkach, czyli rogach myśliwskich typu Pless. Czemu jednak to róg zyskał sobie takie umiłowanie w kręgach łowców i jak dawno się to zaczęło? Czy rozrywka i kultura to jedyne funkcje myśliwskiej muzyki? Zerkniemy na telegraficzny skrót historii sygnalistyki łowieckiej.
Jak powszechnie wiadomo, łowiectwo obok zbieractwa było jedną z pierwszych aktywności ludzkich. Od początków ludzkości zbierano się w grupy, które wyłącznie współpracując z sobą miały przewagę liczebną i siłową nad zwierzętami, nierzadko większymi, cięższymi i lepiej wyposażonymi niż polujący na nie ludzie. Osaczenie zwierza nie było proste - wymagało doskonałego planowania, synchronizacji działań i znajomości terenu, na którym bytowała zwierzyna. Grupa myśliwych musiała współpracować i synchronizować swoje działania, aby potencjalna ofiara nie umknęła, oraz nie pokonała siłowo pozostawionych bez wsparcia pojedynczych łowców. W jaki sposób zatem, bez telefonów, radioodbiorników, zsynchronizowanych zegarków i błyskających latarek porozumieć się, gdy nie widzi się swoich towarzyszy? Pozostaje wyłącznie charakterystyczny dźwięk.
Początkowo łowcy naśladowali odgłosy ptaków, lub wydawali umówione między sobą okrzyki, gwizdnięcia i pohukiwania. W końcu zaczęły powstawać pierwsze instrumenty muzyczne, oraz rodziła się prawdziwa muzyka: bębny, gwizdawki, fletnie… To wszystko było jednak niepraktyczne w łowach, ale gdy onegdaj wykorzystano pusty róg, byczy lub bawoli, okazało się, że jego dźwięki niosą się bardzo daleko, ich wydanie jest banalnie łatwe. Odgłosy rogu zaczęły rozlegać się coraz częściej w puszczy, dając znak do „ataku”, informując o położeniu danej grupy, oznajmiając namierzenie zwierza. Następnie powstała blacha i pierwsze blaszane instrumenty dęte, a również sygnały przestały polegać wyłącznie na pojedynczych tonach, za to zaczęły przeradzać się w piękne, pełne rytmu i melodii muzyczne utwory. W tym wszystkim jest również niebagatelny polski akcent, o którym zaraz Wam opowiemy.
Chociaż róg blaszany pojawił się powszechnie już w XV wieku, wypierając coraz mocniej ten bawoli, to dopiero trzysta lat później doczekał się swego renesansu. Wiek XVIII to złote czasy europejskiej arystokracji, która z lubością oddawała się łowiectwu, już nie jako sposobowi przetrwania, ale rozrywce, tradycji rodowej oraz klasowej i ważnej społecznej aktywności. Właśnie wtedy powstawały zdobione bogato fuzje, puchary, myśliwskie sztylety i kordelasy, malarstwo związane z martwą naturą, polowaniami konnymi oraz arystokratami w stylizowanych, pysznych strojach, a także właśnie pierwsze muzyczne utwory, pełniące funkcję myśliwskich sygnałów.
Niemal każdy Polak zna przepiękny opis wykonanego przez Wojskiego koncertu na krętym, bawolim rogu. Nie jest to przypadek, bowiem w Polsce, wśród szlachty, przez długie lata liczne, wystawne polowania zbiorowe były stałym elementem każdej jesieni. Brały w nich zastępy myśliwych, oraz jeszcze większe naganiaczy, pomocników podających i ładujących broń, prowadzących psy, czy też po prostu towarzyszących kobiet, które nieraz brały udział jako samodzielni myśliwi, a czasem jako zachwycona publika. Doskonalono wtedy sygnalistykę, bowiem udział tak licznej grupy wymagał pewnej dyscypliny: inny sygnał przeznaczony był dla naganiaczy, inny dla menerów, jeszcze inny dla myśliwych. Innym oznajmiano zwierza w miocie, innym jego smierć, innym ucieczkę. W użyciu w tamtym okresie było nawet około trzystu różnych sygnałów!
XIX wiek zmienił jednak wiele, już wtedy bowiem szlachta była raczej w odwrocie, a pierwsze rewolucyjne ruchy zaczęły obejmować Europę. Wtedy powstały również dobrze wszystkim znane polowania par force, czyli zbiorowe konne łowy w towarzystwie ogromnych sfor psów oraz nierzadko również ptaków drapieżnych. Dla tych polowań zarezerwowane były szczególne sygnały, wygrywane na bardzo specyficznych rogach - zawiniętych, na tyle potężnych, aby jeździec mógł przez tułów przełożyć obręcz rogu i dzięki temu w trakcie jazdy, z pomocą wyłącznie jednej dłoni, przystawić ustnik do warg, wydając niezbędny sygnał. Pozwalało to zaoszczędzić czas i nie przerywać pościgu za zwierzyną. Polowania te były szczególnie rozpowszechnione w Anglii i we Francji, ale również na polskich ziemiach pod zaborami znajdowały swoich sympatyków. Róg, okrągły i wielki, o charakterystycznym, chropawym tonie, nazywa się właśnie rogiem Par Force, a do dziś w Polsce mamy wielu utalentowanych sygnalistów, którzy z niego korzystają, a nawet całe zespoły sygnalistów, wykonujące na nich wspaniałe, inspirowane dawnymi melodiami utwory.
Drugim rogiem, znacznie popularniejszym i bardzo powszechnie używanym, jest róg typu Pless. Również w XIX wieku, na ziemiach niemieckich, także tych zabranych Polakom, Czechom i Ślązakom, rozwijała się potężnie usystematyzowana kultura łowiecka. To tam powstał znany nam dziś pokot, ze swoim jasnym ceremoniałem, to tam stworzono obyczaje złomu, wiele myśliwskich przesądów, a także bardzo klarowny spis myśliwskich sygnałów. Każdy z nich przyporządkowano do konkretnej części polowania lub rytuału myśliwskiego, jak na przykład „Powitanie”, „Apel na łowy”, czy „Koniec polowania”. Najbardziej uroczystym sygnałem jest z pewnością „Darz Bór”, pełniący rolę nieformalnego hymnu. To właśnie jego oraz poszczególnych sygnałów oznajmiających śmierć zwierzyny (jak „Lis na rozkładzie” itp.) słucha się z odkrytą głową, a w niektórych regionach przyjęte jest także ściąganie nakryć głowy przy sygnale „Powitanie”. Polskim akcentem jest jednak nazwa instrumentu: róg Pless bierze swoje miano bowiem od niemieckojęzycznej nazwy śląskiej miejscowości, Pszczyna, w której przez dekady odbywały się najwspanialsze łowy za sprawą rodziny książęcej Hochberg von Pless. Rodzina ta miała olbrzymi wpływ na rozwój łowiectwa na ziemi śląskiej, również w zakresie łowieckiej kultury i tradycji.
Za sprawą pasjonatów, muzyków miłujących polowania, a także uczniów i studentów wydziałów leśnictwa na uczelniach w całej Polsce, sygnalistyka zdecydowanie wróciła do łask. Co roku odbywają się wspaniałe konkursy, jak choćby „O Róg Wojskiego” lub „O Róg Zbramira”, w których w szranki stają soliści i całe zespoły sygnalistów z całego kraju.
Podczas najzwyklejszych polowań również coraz powszechniejsze są dźwięki sygnałówki, a koleżanki i koledzy rozpoznają sygnały już po pierwszych tonach. Niektórzy również w czasie indywidualnych polowań maja w swoim ekwipunku sygnałówkę, na której obwieszczają kniei smierć zwierzyny, oddając jej tym samym cześć. Fascynujący jest fakt, że Renesans sygnalistyki przypada na czasy, w których każdy posiada telefon, a niektórzy nawet aplikacje pozwalające na kierowanie naganką, o radioodbiornikach umieszczanych na pagonie kurtki nie wspominając. Mimo to piękno rogu, niosącego się przez knieję, wydaje się być na tyle silnie zakorzenione w ludzkim DNA, że chętnie się ku niemu skłaniamy i z lubością do niego wracamy.