Opowieść o świętym Hubercie

Opowieść o świętym Hubercie

03.12.2024 138

Od wielu lat w Polsce najbardziej zakorzenionym wśród leśnej i myśliwskiej braci patronem jest święty Hubert, czyli belgijski biskup żyjący w VIII wieku. Nie ma chyba myśliwego, który nie znałby przynajmniej szczątkowej historii tego świętego: urodzony w arystokratycznej rodzinie, syn biskupa Liege (zapis o bezżeństwie kapłanów kościoła katolickiego to dopiero XI wiek!) i jego późniejszy następca, zaniedbywał zarówno swoje obowiązki na dworze króla Frankonii, jak i żonę oraz dziecko, w każdej możliwej chwili oddając się pasji polowania, którą prawdopodobnie odziedziczył po swym ojcu. Pierwszego z cudów dokonał już w wieku 14 lat, gdy podczas polowania ocalił swego ojca, Bertranda z Akwitanii, zabijając niedźwiedzia zagrażającego życiu biskupa. Możliwe, że to wtedy Hubert poczuł się wybrany do realizacji planów łowieckich, a może nastąpiło to później? Próżno szukać przyczyny: skutek był bardzo wyrazisty.
     Oto książę Hubert w sam Wielki Piątek, miast pościć i oddawać się zadumie,  a także uczestniczyć w uroczystych adoracjach i drogach krzyżowych, w pełnym rynsztunku wyruszył jak co dzień na łowy. W owym czasie patronami myśliwych byli święci Eustachy i Sebastian, zatem pewnie do jednego z nich modlił się biskup Liege o powodzenie i sukces. Ten zbliżył się do Huberta w postaci imponującego, białego jelenia, który mignął między drzewami. Biskup ruszył w pościg - tak zaaferowany wspaniałością zwierzęcia, że nie zauważył, iż wszyscy jego towarzysze zostali daleko w tyle. Byk w pewnym momencie zatrzymał się na wzniesieniu i odwrócił w stronę myśliwego. Hubert już czuł smak triumfu, już widział piękną, białą skórę i potężny wieniec na swej ścianie, na honorowym miejscu, gdy nagle pomiędzy tykami jelenia ukazał się gorejący, złoty krzyż, a jeleń przemówił ludzkim głosem: „Hubercie, jeśli nie zwrócisz się do Pana i nie porzucisz hulaszczego życia, spadniesz wprost do Piekła”! Hubert zrozumiał, że oto sam Pan napomina go do zmiany, do zwrócenia się ku służbie Bogu. Głos Pana nakazał mu udać się do biskupa Lamberta z Maastricht, który został jego duchowym przewodnikiem. Tak Hubert porzucił łowy, porzucił dwór i jego zbytki, swój majątek rozdał ubogim, a sam prowadził działalność misjonarską i nawracał pogan na chrześcijaństwo. Po śmierci biskupa Lamberta przejął jego stanowisko i przeniósł biskupstwo do Liege, gdzie po jego śmierci schedę przejął jego syn, Floribert.

Kult świętego


    Po śmierci biskupa miały następować rozmaite cuda, począwszy od tego, iż jego ciało nie tylko nie ulegało rozkładowi, ale jeszcze wydzielało kwiatową woń. Pielgrzymi mieli doznawać ozdrowień, w dodatku nie tylko ludzie, ale i zwierzęta. Hubert uzdrawiać miał z epilepsji, wścieklizny, a nawet nieść ukojenie lunatykującym. Wtedy to mnisi z opactwa w Andage (dziś Saint Hubert) rozpoczęli coraz szersze krzewienie jego kultu. Zajmowali się oni bowiem hodowlą świetnych psów myśliwskich, po które przybywali zapaleni łowcy z całej Zachodniej Europy. I tu pojawia się pytanie: czy legenda świętego Huberta jest w ogóle choćby zbliżona do prawdy, czy zawdzięczamy ją sprytnym mnichom?
    W zapisach dworskich brak bowiem jakichkolwiek dowodów na to, by Hubert miał kiedykolwiek polować, lub by czynić miał to nad wyraz zapamiętale, aż do legendarnej przesady. Hulaszczy tym życia, jaki prowadził, mógł przerwać choćby z powodu nagłej śmierci swej żony, lub z całkowicie odmiennych przyczyn, jakich nigdy nie poznamy, a tradycja rodzinna mogła skłonić go do pójścia śladami ojca - kapłaństwa i zbliżenia się do biskupa Maastricht, by potem naturalną koleją rzeczy objąć jego fotel.
    Bardzo dużo do myślenia daje sama forma nawrócenia się Huberta, w trakcie opętańczego pogoni za białym jeleniem z krzyżem w porożu. Powiedzieć, że jest ona inspirowana, to prawie jak skłamać: historia ta jest jawnym plagiatem opowieść o świętych Eustachym, pierwszym z chrześcijańskich patronów łowiectwa, rzymskim żołnierzu, który prześladował pierwszych chrześcijan. To właśnie Eustachy, a właściwie wtedy jeszcze Placyd, polował z jednakowym zapamiętaniem zarówno na grubego zwierza, jak i na wyznawców Chrystusa. W czasie pogoni za białym jeleniem, ten nagle zwrócił się ku myśliwemu i, prezentując gorejący w wieńcu krzyż z wiszącym na nim Zbawicielem, odezwał się: Placydzie, czemuż mnie prześladujesz? Po tym wydarzeniu Placyd i cała jego rodzina ochrzcili się, a on stał się orędownikiem nauk Chrystusa, za co zresztą zginął śmiercią męczeńską.
    Pozostaje wielce prawdopodobne, że sprytni mnisi uknuli plan rozsławiania spoczywającego w ich opactwie świętego, dodając do jego życiorysu opowieść o jeleniu z krzyżem w porożu. Element łowiecki intrygował „kolegów po strzelbie”, a wtedy jeszcze właściwie włóczni i łuku, zatem przybywając do miejsca wiecznego spoczynku swojego współtowarzysza, natchnieni dodatkowo przez obecnych na miejscu mnichów, kupowali na drogę powrotną szczeniaka lub kilka spośród sfory gończych, zwanych od tej pory psami świętego Huberta - dziś znanymi jako Bloodhound.

Współczesny odbiór legendy


    Jak tak sprytny zabieg udał się mnichom? Otóż do XV wieku analfabetyzm był bardzo powszechny, gdyż pisane ręcznie księgi kosztowały majątek. Mało kto mógł poszczycić się umiejętnością pisania i czytania, zaś spisane legendy i historie znali wyłącznie kapłani, zakonnicy, wysocy urzędnicy i arystokracja. Mnisi prawdopodobnie zapożyczyli zatem wątek znany im z hagiografii Eustachego, korzystając z braku jej znajomości całej reszty wiernych. Pasował do ich potrzeb jak ulał!
    Dziś dostęp do informacji jest niemalże nieograniczony, a każdy zainteresowany może zweryfikować różne fakty, jakie podaje się do opinii publicznej.  Mimo to kult świętego Huberta ma się w Polsce bardzo dobrze, a od kilkunastu lat wręcz doskonale: msze hubertowskie, kapliczki ku czci świętego Huberta, obrazy z wizerunkiem patrona, medaliki, odznaki - wszystko to zna świetnie każdy polski myśliwy. Dzień 3 listopada, czyli święto upamiętniające śmierć Huberta z Liege, jest każdego roku wielkim wydarzeniem w kręgu jeźdźców konnych, leśników oraz właśnie myśliwych, a teraz już nawet rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne prezentują materiały z obchodów tego święta. Można powiedzieć, że święty Hubert przeżywa renesans w naszym kraju. I to nawet pomimo tego, że wielu dociekliwych dopytuje, w jaki sposób myśliwi mogą uważać za swego patrona kogoś, kogo (według legendy) największym dokonaniem było całkowite zerwanie z łowiectwem, odtrącenie go, postawienie na równi z hulankami, libacjami i rozwiązłością. Wydawać by się zatem mogło, że nie sam Hubert jest tu najważniejszy, ale cała łowiecka, wielowiekowa tradycja, jaka narosła wokół jego kultu. A ponieważ jest to tradycja nader piękna i bogata, oby trwała jak najdłużej i rozwijała się jak najpiękniej! Darz Bór i niech Wam święty Hubert darzy w dniu naszego Święta!