W czasach, gdy nauka raczkowała i opierała się głównie na wierzeniach, gdy pismo znali wyłącznie wybrańcy, a zdecydowana większość ludzkości była całkowicie niepiśmienna, potrzeba wytłumaczenia rozmaitych zjawisk była w ludziach jeszcze silniejsza, niż obecnie. Wszystko, czego nie dało się wyjaśnić, zrzucano na karb sił nieczystych, rozmaitych duchów, diabłów, potworów i czarownic. A ponieważ żywot najbardziej zabobonnego ludu był najmocniej związany z rolą i lasem, to właśnie w tych dwóch miejscach występowało najwięcej dziwnych stworów, rzekomo odpowiedzialnych za wypadki, tragedie, cudowne odnalezienia lub ocalenia od dzikich zwierząt, a nawet za udane łowy, czy zgubione ścieżki do domu. Niektóre z tych istot tak mocno weszły do kultury, że stały się bohaterami książek, filmów lub gier komputerowych, a ostatnie lata to ich prawdziwy renesans. Pewne z nich do dziś funkcjonują w myśliwskiej tradycji, a co bardziej przesądni Nemrodzi nawet zostawiają im w kniei drobne ofiary, albo składają wota za udane łowy! Przejdźmy zatem przez fascynujący słowiański leśny bestiariusz i zanurzmy się w klimacie prastarej puszczy.
Zacznijmy od istoty najpotężniejszej, w której władaniu było wszystko, co w puszczy żyje: od zwierzyny, przez rośliny, po inne duchy, które musiały się go słuchać. W zależności od regionu, był to Leszy lub Borowy. Istota o ludzkim wyglądzie, pod postacią dojrzałego mężczyzny z bladą twarzą, długą i gęstą brodą, a czasem nawet z imponującym jelenim porożem była dla ludzi suma summarum neutralna - w zależności od tego, z jakimi intencjami i z jakim nastawieniem człowiek udawał się do lasu, w taki sposób Leszy się mu „odwdzięczał“. Gdy zatem myśliwi przynosili stosowne ofiary, drwale okazywali odpowiedni szacunek, a dzieci zbierające jagody lub grzyby zachowywały się w lesie cicho, spokojnie i nie dokuczały zwierzynie, mogli cieszyć się obfitością oraz błogosławieństwem Władcy Puszczy. Ale w wypadku nieodpowiedniego, złośliwego lub niszczycielskiego zachowania, najmniejszą karą był powrót z pustymi rękoma, lub przeziębienie - Leszy mógł również zabić, czym tłumaczono wszelkie wypadki w trakcie polowań lub prac przy wycince drzew. Z tego również powodu wierzono, że Borowy może przyjmować różne formy, jak niedźwiedź, wilk, czy w bardzo zmierzchłych czasach, tur lub żubr. Wszystkie te zwierzęta stanowiły bowiem realne zagrożenie dla ludzi, zatem gdy ktoś poniósł śmierć z ich powodu, mówiono o zemście Borowego i szukano w życiorysie nieboszczyka przyczyny tejże zemsty.
Wiele razy mówiono, iż Leszy obronił dzieci przed grożącymi im dzikimi zwierzętami, odganiając je, lub gdy zagubiły drogę powrotną i usłyszał ich płacz, wyprowadzał je z lasu na właściwą drogę. Zawsze przybierał wtedy postać starszego, brodatego mężczyzny, który nic nie mówił, a jedynie prowadził dziatki i wskazywał drogę gestami. Bardzo prawdopodobne, że byli to po prostu zbiegli więźniowie, samotnicy, izolujący się od innych, ludzie urodzeni na odludziu, którzy nigdy nie mieli kontaktu ze społeczeństwem, albo niepełnosprawni, odsunięci dawno temu od gromady, o których dawno zapomniano.
Jedyną grupą, dla której Leszy był zwykle zagrożeniem, były młode i piękne dziewczyny. Nie trzeba chyba tłumaczyć, z jakiego powodu - w końcu Leszy również chciał mieć potomków. Niestety, historie te zwykle nie były romantycznym porwaniem wybranki do leśnego królestwa, a po prostu wynikiem tragicznego wypadku, porwania przez bardziej realnych zbójców, jakich w lasach nie brakowało, lub też ucieczką młodej dziewczyny, oby z ukochanym, a nie przed prześladowaniem lub przemocą domową.
Do dziś niektórzy myśliwi zostawiają w lesie jakiś smakołyk, lub kieliszek czegoś mocniejszego, aby przekupić przychylność Borowego, lub podziękować za udane łowy. Inni zaś tylko w myśli składają mu dzięki, wiedząc dobrze, że Władca Puszczy zna ludzkie myśli i intencje i będzie z nich z pewnością kontent.
Niektórzy starsi Czytelnicy mogą jeszcze pamiętać, jak rodzice lub dziadkowie straszyli ich w dzieciństwie tajemniczym Bobem. „Nie zaglądaj tam, tam jest Bobo!“, tudzież „Bądź grzeczny, bo przyjdzie Bobo!. Czym było jednak Bobo, nie chciał nikt powiedzieć, gdyż sam już nawet nie pamiętał etymologii tego „straszydła“. U naszych dawnych przodków Bobo nie było wcale zabawnym dziecinnym straszakiem, ale realnym leśnym duchem, który straszył podróżujących nocami, pohukując co rusz przeraźliwie, a czasami przelatując bezszelestnie nad głowami. Nieraz tłukł mocno gałęziami, innym razem błysnął z wysoka okiem, aby tylko wywołać u biednych podróżników lęk. Nie ma się zatem co dziwić, że wystraszeni dorośli opowiadali o nim dzieciom, aby odsunąć ich pomysły o nocnych lub samotnych podróżach do lasu.
Wyjaśnienie Boba jest natomiast tak proste, że aż nieprawdopodobne - nawet jego nazwa się zgadza! Bobo to bowiem nic innego, a zwykły puchacz, z łaciny Bubo Bubo - być może Słowianie usłyszeli nazwę łacińską od kogoś uczonego i uznali, że to nie znany im ptak, a jakieś tajemnicze i z pewnością nieczyste stworzenie. Chociaż u Słowian sowy i puchacze kojarzyły się jednak ze złymi wieściami, a nawet nadchodzącą śmiercią, a często uosabiały dusze przodków, które przyszły „odebrać“ członka rodziny w zaświaty.
To cała grupa demonów i duchów leśnych, parających się jednym i tym samym zadaniem, a było nim sprowadzanie wędrujących lasem ludzi na manowce. Jak inaczej można wytłumaczyć, że uczęszczana codziennie trasa nagle wyglądała całkiem inaczej i podróż do domu trwała nie godzinę, a siedem? Albo jak wyjaśnić, że będąc doświadczonym myśliwym, zagubiło się w lesie i błądziło po nim godzinami, póki nie nastał świt i droga nie wróciła na swoje miejsce? To może być wyłącznie ingerencja złośliwego ducha, który miesza wzrok i podsuwa fałszywe ścieżki.
Z pewnością nie miały z tym nic wspólnego promile, zasiedzenie się u sąsiadów, czy kochanka w innej wsi. To mógł być wyłącznie Bełt!
Ognik był bardziej namacalnym i łatwo wytłumaczalnym „duchem“, bowiem miał postać błyskającego światełka. Wędrowiec kierował się w jego stronę, przekonany, iż podąża do domostw, w których pali się światło. Niestety, mogło się to skończyć nawet śmiercią, bowiem Ognik to nic innego, jak wydobywający się z bagien świecący gaz. Jeśli człowiek zaufał temu światełku, mógł wejść w mokradło i utonąć.
Jak widzicie, nasi przodkowie całkiem sprytnie radzili sobie z wyjaśnianiem różnych okoliczności. Byli również mocno wierzący w ludzką niewinność i znacznie chętniej zwalali winę na demony, niż na ludzkie słabości, folgowanie sobie, czy nawet niecne uczynki. Ale można im to wybaczyć, gdyż dzięki temu mamy dziś piękny folklor i wiele wspaniałych baśni!